Kasia i Bartek swój ślub przeżywali w maju, w samym środku wiosennej zieleni. Na sesję poślubną zdecydowali się jednak dopiero jesienią. To był bardzo dobry wybór, bo jesienne światło ma w sobie coś wyjątkowego. Jest miękkie, ciepłe, trochę nostalgiczne i idealne do opowiadania historii o bliskości.
Spotkaliśmy się w spokojne popołudnie. Bez pośpiechu, bez harmonogramu wesela, bez gonitwy.
Był czas na rozmowę, śmiech, poprawienie welonu i zwykłe bycie razem. Ja tylko szukałem światła i chwil, w których Kasia i Bartek zapominali o aparacie i zostawali sam na sam ze sobą.
Najpierw złapaliśmy kilka kadrów w parku, gdzie słońce pięknie obrysowywało sylwetki. Potem przenieśliśmy się na otwartą przestrzeń, żeby zdążyć na zachód słońca. Niebo zrobiło resztę roboty. Silne kontrasty, delikatne kontury, romantyczne sylwetki na tle pomarańczowego nieba. W takich momentach fotografia staje się tylko narzędziem, a najważniejsze są emocje między dwojgiem ludzi.
Sesja poślubna w innym dniu niż ślub ma jedną wielką zaletę. Jest spokojnie i można wybrać najlepsze miejsca i porę dnia, dopasować termin do pogody i po prostu skupić się na sobie. Dzięki temu zdjęcia są naturalne, pełne luzu i prawdziwych emocji.
Kasia i Bartek pokazali, że nie trzeba gonić, wystarczy dać sobie jeszcze jeden wieczór tylko dla siebie i zaufać fotografowi, a światło opowie resztę historii.
Jeśli marzy Ci się sesja poślubna w złotym jesiennym świetle albo w zupełnie innym klimacie, odezwij się do mnie. Chętnie pomogę zaplanować plener, który będzie pasował do Was i do Waszej opowieści.

























